niedziela, 10 lipca 2011

FOTOEsej bazyliowy : od krzaka do pesto

Zdarzyło się ostatnio coś świetnego- mama podarowała mi OGROMNY CUDOkrzak bazylii. krzak -jako mocno dojrzały podarowany mi aby się nie zmarnował- od początku miał konkretne przeznaczenie - pesto. jednak na samą myśl o takiej masakrze robiło mi się słabo, więc hodowałam go z uwielbieniem jeszcze kilka dni na parapecie. podlewałam go każdego dnia , a on w zamian roztaczał bazyliową woń w całym M2, a może nawet w całym bloku... kto wie czy nie na całej dzielni... taki był okazały!
I wreszcie nadszedł ten dzień, gdy powiedziałam sobie cicho- today is the day.
I się zaczęło.
 ...i było tak:







































najpierw musiałam odrzucić żal, trochę to trwało... później czemprędzej chwyciłam nożyczki i szybciorem poobcinałam wszystkie gałęzie, następnie obdarłam je z liści...i przez chwilę miałam pełną michę liści bazylii- widok bajkowy! jeszcze bardziej bajkowo się zrobiło, gdy wypełniłam tę michę wodą... należy nie zapominać o woni jaka towarzyszyła mi przez cały ten czas....  czułam już burczenie w brzuchu więc po osuszeniu-bez zbędnych sentymentów- chwyciłam za blender i zmiksowałam te liście.to zadziwiające jak kompletnie nieproporcjonalnie wygląda micha liści w zestawieniu z liśćmi zmiksowanymi...
czuję , że odpowiednia cześć została złożona bazylii, więc teraz o dodatkach, bo przecież sama bazylia Pesto nie czyni, mimo iż jest jego podstawowym składnikiem.
tak więc ja, ja sama, zamiast orzeszków piniowych do bazylii dodaję pestki słonecznika. i naprawdę komponuje się to nieźle! poza tym do tej ilości liści dodałam 3 ząbki czosnku, jak też nieco soli, pieprzu oraz oliwy. wszystko to zostało zmiksowane na papkę i pesto gotowe! wyszedł mi cały słoiczek 250 ml :) co oznacza , że będziemy z tego mieć nie jeden- a kilka obiadów! które przedstawiają się tak oto:





















do męskiej porcji została dodana pieczona kurza pierś... dania występują na różnych talerzach gdyż nie uznaję serwisów obiadowych tylko zbieraninę najróżniejszych talerzy , które gromadzę różnorako a potem dobieram odpowiednio do posiłku.. tu akurat talerz-pamiątka z kaszub wygrzebany z babcinej piwnicy (pod makaronem i kurczakiem i pomidorem przygotowanym tak jak do bruschetty kryje się stary wiatrak:), a drugi to pozostałość z babcinego serwisu

pragnę dodać jeszcze, że zanim urządziłam tę masakrę bazyliową przez kilka dni ogołacałam krzak przy okazji robienia grzanek z pomidorami fachowo zwanych bruschettą, na które aktualnie choruję i nie umiem przeżyć dnia bez zjedzenia choćby jednej takiej:




















do pesto: krzak bazylii, 5 łyżek oliwy, 1/3 szklanki pestek słonecznika, 2 szczypty soli, 2 szczypty pieprzu poza tym: 300 g makaronu, 2 posiekane pomidory posolone i popieprzone

bon apetit!