czwartek, 9 czerwca 2011

CuKinia... CudKinia... CoUKinia...?

Cukinia jest warzywem totalnie niedocenianym w naszej rzeczywistości.
Prawdziwy smak cukinii, czyli prawdziwą cukinię odkryłam bardzo niedawno i jestem zachwycona tym odkryciem!
U nas jest jakiś dziwny zwyczaj jedzenia cukinii z czymś, i to najczęściej z czymś co zupełnie zabija jej smak. Kto wie jak smakuje cukinia? Kto jada ją samą? Zazwyczaj w leczo, gdzie ginie między innymi bardziej wyrazistymi smakami, w zapiekance z mięsem mielonym i serem, gdzie jest totalnie zgnieciona, w makaronie z cukinią i tysiącem innych dodatków, itd. Sama występuje czasem na gryllu jako dodatek, albo w panierce smażona.
Tymczasem proponuję spróbować cukinii jako cukinii- jej samej, pokrojonej w plastry, rzuconej wraz oliwą i patelnią na niski ogień, popruszonej solą i pieprzem... jest strasznie pyszna, sama w sobie. Idealna na kolację.



















W ogóle oszalałam ostatnio na punkcie skromnego łączenia smaków albo wręcz nie łączeniu, na jedzeniu rozdzielnym . I tak rozkoszuję się na przykład makaronem z masłem i solą. Jeśli nawet gotuję jakiś sos do makaronu to najpierw jem makaron a potem sos, a potem znów makaron. Czy ktoś wie jak smakuje makaron? Sam makaron- sam w sobie?

sCHŁODNIK

Kto się boi chłodnika?
Kto uważa, że zrobienie chłodnika należy do czynności skomplikowanych i długotrwających ?
Kto tak uważa - uważa źle!
Bo zrobienie chłodnika to czynność prosta, krótka, miła i przyjemna. Od kiedy to odkryłam już nie jem chłodnika niewiadomoskąd na mieście. Sama trę ogórka i rzodkieweczki , zalewam je jogurtem naturalnym moim ulubionym, sama siekam koper, sama pieprzę, mieszam... o! mieszanie! mieszanie jest najprzyjemniejszą częścią robienia chłodnika, ale zanim przejdę do mieszania zahaczę o temat buraczka w chłodniku. I tu pojawia się mój as z rękawa- nie gotuję buraczków, nie obieram, nie! bo gdybym miała to robić to chłodnika by nie było. A tymczasem jest, bo używam koncentratu burakowego. I jak już mam wszystko inne w dzbanku, polewam jogurt burakowym sokiem i mieszam... mieszam powoli, delikatnie... w żadnym razie nie szybko, bo łączenie się jogurtu z sokiem to najwyższa sztuka! jak ten wyrazisty kolor przenika się z aksamitem jogurtu, powoli traci intensywność... subtelnieje...aż wreszcie sok i jogurt są jednością i można bezkarnie wcinać chłodnik w ilościach kompletnie nieograniczonych

























... aż musiałam zajrzeć do lodówki i podjeść nieco.
Do chłodnika potrzeba- 2 ogórki gruntowe starte na tarce jarzynowej, 4 rzodkiewki też na jarzynowej, koper świeży wg uznania, 600 g jogurtu naturalnego, 100 ml soku z buraczków/koncentratu oraz pieprz, bez soli bo chłodnik jest taki słodkawo-ostry.wychodzą 2 duże porcje, które dziś w całości pochłonęłam sama...hm

środa, 8 czerwca 2011

Zielony Muuus



Zielony mus może pełnić funkcję przekąski- dla żarłocznych, lub posiłku, lub też pierwszej fazy posiłku- dla tych z mniejszą pojemnością żołądka. Idealnie nadaje się do spożywania  w dni upalne. Przygotowanie też nie jest specjalnie męczące , więc w tabeli plusów i minusów zielony mus ma jedną rubrykę zupełnie pustą.
Niezbędny jest zielony groszek mrożony, który trzeba po prostu ugotować ze szczyptą soli i cukru, a następnie zmiksować ze słodką śmietanką, dodając jej tyle aby smak był wystarczająco aksamitny i konsystencja odpowiednia, nie za rzadka, ale i nie za gęsta. Doprawienie pozostawiam gustom indywidualnym. Ja lubię czasem z większą ilością pieprzu i soli, a czasem bardziej na słodko, a innym razem też potrafię dodać podczas miksowania kawałek imbiru i wtedy jest mus nieco egzotyczny.
Spotkałam w internecie przepisy na zielony mus, ale były to zazwyczaj przepisy strasznie skomplikowane, z żelatyną na przykład. A ja wychodzę z założenia, że należy unikać zarówno komplikacji jak i żelatyny, i nie należy komplikować czegoś co z natury powinno być proste, i takie pyszne w swej prostocie.
Zalecam wykonanie musu pewnego dnia, nawet gdy niekoniecznie ma się na niego ochotę. Wystarczy mieć trochę energii do spożytkowania i spożytkować ją na umieszczenie musu w kieliszkach do wina, które potem można zwyczajnie włożyć do lodówki zamiast jeść. A za kilka godzin, gdy najdzie ochota na zrobienie wizualnego remanentu lodówki, takiemu musowi nie będzie można się oprzeć! I zamiast wcinać kolejny kawałek camemberta, czekolady albo ciasta albo metody na głoda,  miło jest wciąć schłodzony pożywny zielony mus.

Tort Brokułowy

... czyli ostatnia potrawa mięsna w tej osobliwej kucharskiej zbieraninie. Co prawda mięso występuje tu na trzecim albo nawet czwartym planie, ale występuje. Tort był gotowany dawno temu ale i tak go przedstawię, gdyż jestem z niego bardzo dumna, zwłaszcza, że może występować bez dodatku mięsnego.
Zjadłabym go choćby zaraz, ale w trakcie czerwcowych upałów trzymam się z dala od kuchni.
Po pierwsze należy usmażyć około 7- 8 naleśników, czyli 10 gdyż 2 na pewno znikną w trakcie.
W międzyczasie można ugotować brokuły, potem je rozgnieść w misce widelcem, posolić oraz popieprzyć, dodać jedno jajko surowe i ok.5 łyżek śmietany.
W okrągłym przeźroczystym żaroodpornym naczyniu na dnie trzeba ułożyć jeden naleśnik, a na nim papkę brokułową, potem znów naleśnik i tak do nieskończoności.... ponieważ niestety papka brokułowa i naleśniki się prędzej czy później jednak skończą, ostatnim elementem położonym ma być naleśnik, na który należy wylać śmietanę wcześniej wymieszaną z solą, pieprzem oraz jajkiem, wszystko pokryć startym serem żółtym i piec ok. 30 minut w temperaturze 180.
Spożywać nie mniej niż pół godziny po upieczeniu, gdy będzie możliwe krojenie w tortowe trójkąty.
Gdy jeszcze jadłam zwierzęta dodałam do jednej warstwy boczek wędzony wcześniej podsmażony, ale aktualnie uważam to za dodatek zupełnie zbędny.




Aby upiec tort brokułowy potrzeba: 8 naleśników, naręcze brokuła, śmietanę, 2 jajka, żółty starty ser, sól oraz  pieprz, przeźroczyste żaroodporne naczynie okrągłe a także piekarnik.